Tak cukierkowego filmu dawno już nie widziałem..
bardziej nie mogłabym sie zgodzić :D a to zakonczenie! ludzie! rzygam tęczą! oczekiwałam dramatu gdzie chłopiec wyrusza w mniej lub bardziej egzystencjalną podróż w poszukiwaniu rodziny, ale tu on praktycznie nic nie robi żeby odnaleźć swoich rodziców. rozumiem, siła muzyki, "on ich słyszy" i tak dalej, ale bez przesady, wysilcie się trochę. Wyszły z tego cukierkowate pomyje. mozna było chociaz trochę rozwinąć trochę postać graną przez Robina, bo w sumie ciekawe jest to że nie jest on do konca zły ani całkowicie dobry.
Trafne określenie :) Oglądając ten film patrzyłem na ekran z niedowierzaniem, że może być aż tak zły. Niektóre sceny wyglądały wręcz jak z z jakichś filmpwych parodii.
Aż trudno uwierzyć, że ten film to tak zupełnie serio. A jeszcze trudniej uwierzyć w jego ocenę na filmwebie. Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu by nigdy nie sugerować się oceną społeczności tego portalu.
Miałem bardzo podobne odczucie po seansie. Moja pierwsza myśl-brakowało jednorożca galopującego wesoło po tęczy oraz deszczu w postaci cukierków...
Może kuriozalny i przesłodzony ten tort ale profesjonalnie upieczony, pięknie ugarnirowany i elegancko zaserwowany. Więc nie przesadzajmy. To z założenia miała być budująca bajeczka, tkliwe i niewymagające kino familijne . Na tle innych wypieków swojego gatunku ten się prezentuje całkiem smakowicie.
Nawet jeśli nie jest to zakalec (w dodatku pięknie ozdobiony) - to ciągle nie zmienia to faktu, że ten wypiek jest po prostu niejadalny.
Niestety nie udalo sie zachowac umiaru w tej całej historii, przez co jest strasznie nierealistyczna
Koniec jest tak piekny i cudowny ze mnie aż odrzucił.
Nie chodzi o to ze jest naprawde duzy HappyEnd, tylko o to ze zbiegi okolicznosci, czy moment w ktorym ten "czarnoksieznik" zabiera mlodego z filharmonii, a ten bez slowa idzie z nim... Sorry, dla mnie prawie zerowy realizm.
Disneyowskie Królewna Śnieżka czy 20 000 mil podmorskiej żeglugi też są raczej mało realistyczne a bawią i wzruszają od pokoleń ;)
Młody chłopiec w przeciągu pół roku staje się dobrym pianistą, gitarzystą (jeszcze mogłabym przymknąć oko), ale do tego jeszcze organistą i dyrygentem! Nie znoszę tak przerysowanych filmów. Nie wystarczy się urodzić utalentowanym, żeby być dyrygentem trzeba poświęcić parę lat naprawdę ciężkiej pracy, tak samo scena, w której zobaczył nuty pierwszy raz w życiu, a już sekundę później pisał całe utwory i wykleił nimi ściany. No ale jako wzruszający, głupkowaty filmik na nudę, może być.
Polaczki potrafią wszystko najlepiej... To urodzeni artyści, reżyserzy i scenarzyści, którzy nagraliby każdy film o wiele lepiej. Tylko szkoda, że ich jedynymi osiągnięciami są: siedzenie przed komputerem, pisanie steku bzdur i udawanie wielkich znawców, którymi nigdy nie byli i nie będą, przy okazji lecząc swe kompleksy.