Jak można było tak "spieprzyć" zakończenie? Szkoda bo cała logika świetnego filmu legła w
gruzach.
A jakieś propozycje na lepsze zakończenie? Wykluczam sytuację że to sam Colter Stevens był zamachowcem (to nie jest wykluczone, ale bardzo przewidywalne).
IMO film miałby w miarę logiczną końcówkę i byłby świetny gdyby nie było tego heepy endu. Psuje to całą koncepcję filmu.
Według mnie zakończenie nie było znowu takie szczęśliwe. Albo: było i nie było. Tak, w jednej równoległej rzeczywistości Colter żyje, Christine żyje, tak samo ludzie w pociągu i wszystko jest dobrze. Ale skoro powstała jedna rzeczywistość w której przeżyli, powstało kilkanaście innych, w których zginęli (tych, w których Colterowi nie udało się uratować pociągu). W jednym nawet Christine widziała jak Sean ginie na jej oczach. Można iść nawet dalej i założyć, że w tych kilkunastu rzeczywistościach Source Code jest użyty, co daje nam kolejne światy równoległe, i tak dalej. A więc można powiedzieć, że szczęśliwe zakończenie jest w mniejszości jednego do kilkunastu.
No i oczywiście w tym dobrym dla Coltera scenariuszu, zajmuje on ciało Seana, który, wychodzi na to, że przestaje istnieć całkowicie. Także on chyba nie zgodziłby się, że nawet ta szczęśliwa część zakończenia jest tak idealna ;)
Wydaje mi się, że istnieje tylko jedna rzeczywistość i kiedy Colter za każdym razem powracał do pociągu zmieniał ją anulując poprzednią. Chociaż nie sprawdza się ona w jednym punkcie: kiedy za którymś razem Colter uratował Christinę to ona nadal mimo to nie żyła (sprawdziła to Goodwin), ale być może da się to wytłumaczyć w jakiś inny sposób... jakoś ta teoria z wieloma alternatywnymi rzeczywistościami mi nie pasuje ;)
Odniosłem wrażenie że ostatnim razem udaje się przeżyć gdyż Goodwin wyłącza w ostatniej sekundzie "prawdziwego" Coltera Stevensa. Więc jakaś logika niby by była w tym. Nie powstało wiele rzeczywistości, tylko druga, w tej pierwszej Stevens i wszyscy pasażerowie umierają (oni w zamachu, on w tym "szpitalu" wojskowym). W drugiej rzeczywistości wiedza na temat kodu sie powiększa i wysyłając kapitana na kolejne misję, tworzy sie możliwość stworzenia kolejnych, alternatywnych rzeczywistości.
PS: Polski tytuł filmu sugerował zakończenie,niestety.
Powstało alternatywnych rzeczywistości od groma, tylko pokazali tę ostatnią, bo po co mieliby pokazywać poprzednie, jeżeli różniły się tylko niewielkimi szczegółami (wydarzeniami w pociągu przed wybuchem)? Zresztą wytłumaczcie w jaki sposób zabicie Stevensa miałoby kreować alternatywną rzeczywistość? Takich rzeczywistości jest nieskończenie wiele (jeżeli istnieją), a każdy nasz wybór tworzy kolejną. Jeżeli cofanie się w czasie byłoby możliwe, to prawdopodobnie wyglądałoby tak jak korzystanie z kodu wieczności, za każdym razem nowa alternatywna rzeczywistość.
Zresztą zobaczcie kiedy wraca do swojej rzeczywistości. W chwili śmierci (poza jednym razem), co może sugerować, że gdyby nie zginął przeniósłby umysł do tej alternatywnej rzeczywistości, jak na końcu filmu. Raz dostał flashbacków z własnej przeszłości i wg mnie jego świadomość została "wyrzucona" z ciała Seana.
Stevens nie umarł w szpitalu wojskowym jak to wielu z was pisze, lecz dopiero w momencie kiedy Goodwyn go odłączyła. A to, dlatego, że czas zgonu w obecnych czasach liczy się od momentu ustania czynności mózgowych ;)
Tamte rzeczywistości były anulowane, kiedy bohater wracał do ''prawdziwego'' życia, co nie nastąpiło za ostatnim razem.
A co się stanie jeśli kiedyś znowu będą go chcieli wysłać w przeszłość? jego świadomość opetala ciało jakiegoś biednego gościa.
Będzie w jeszcze większej ilości ludzi jednocześnie czy może to oryginalne ciało juz nie ma "jego ducha"?
Dawno to oglądałam, ale oni go "sciagali"do prawdziwej rzeczywistości kiedy chcieli. Jeżeli ta główna prowadząca wysłała go do równoległego świata i nie wylaczyla, to pozostaje tylko wierzyć, że więcej nie pozwoli na użycie jego osoby.
Tego "orginalnego" Stevensa nigdy juz nigdzie nie wyślą. Bo on nie żyje. Tego drugiego (ktory leży w szpitalu w alternatywnej rzeczywistości) mogą sobie wysyłać...bo jeszcze tego nie robili, w tej rzeczywistości ktora "stworzyła" sie na koniec filmu nie doszło do eksplozji pociągu, zamach został udaremniony i nie było żadnej misji - w tej rzeczywistości jest to projekt który nie został jeszcze wcielony w życie. Chyba proste :-)
Pozdrawiam.
Masz rację. Mam te same odczucia. Happy end nie pasuje do tego. Film powinien zakończyć się w momencie kiedy Goodwin naciska czerwony przycisk kończąc wegetację Stevensa. Powinien być jeszcze jakiś efektowny zanik sygnału na monitorze (gasnący monitor czy coś) symbolizujący fizyczny koniec Stevensa i wsio. A tak kończy się to wszystko jak jakieś podrzędne romansidło.
Nie do końca. Cała idea filmu opierała się na założeniu istnienia alternatywnej/ych rzeczywistości. Jeśli to przyjmiemy mamy nieskończoność scenariuszy wydarzeń - takich w których wszyscy giną, czy wszyscy przeżywają, itd. W filmie jedynie przyjęto hipotezę, że rzeczywistości te mogą się wzajemnie przenikać i można się między nimi przemieszczać. Rzeczywistości te nie powstały w wyniku działania 'kodu źródłowego'. One istnieją cały czas, natomiast program umożliwił jedynie transfer osobowości między nimi. Jak dla mnie ciekawa koncepcja, a sam film fajnie zrealizowany. Bardzo przyjemnie się ogląda.
Zrozumiałem ten film dokładnie w ten sam sposób co ty, bo cały scenariusz opierał się właśnie na naukowym założeniu iż praktycznie w każdej sekundzie powstają nowe, równoległe rzeczywistości. Wystarczy obejrzeć kilka programów naukowych na ten temat, a zrozumienie tego filmu staje się łatwiejsze. Mam wrażenie, że większość narzekających tutaj na zakończenie filmu ludzi, po prostu nie do końca zrozumiała film od strony naukowej.
Nie istniały żadne równoległe rzeczywistości, a przynajmniej nie powinny istnieć, ponieważ bohater nie cofał się w czasie, tylko odczytywał wspomnienia innej osoby (co prowadzi też do innego absurdu ale to inna kwestia). Tak więc wolę myśleć, że zakończenie było projekcją umierającego mózgu, niż kolejnym logicznym błędem.
Chyba jednak nie zrozumiałeś filmu..On niczego nie odczytywał - on po prostu nim był na te ostatnie 8 minut.
Generalnie wszystko właśnie zostało sprowadzone do alternatywnych rzeczywistości. Zostało to nawet w filmie wspomniane. Rozkminił to główny bohater będąc w środku - a nie do końca rozumiał twórca samego programu (bo nie miał tego doświadczenia co bohater).
Jak twórca systemu mógł nie rozumieć, że zamiast odczytywać wspomnienia grzebie w alternatywnych rzeczywistościach? Tak jakby tworząc grę komputerową okazało się, że łączysz się z alternatywną rzeczywistością.
Moim zdaniem, twórca systemu nie do końca był świadomy jak to działa, ponieważ był to pierwszy taki projekt (tak mi się wydaje, bo chyba było coś wspomniane o tym w filmie), a on sam w nim nie uczestniczył bezpośrednio. Mieli się dopiero przekonać czy takie działania mają sens, jakie są skutki etc. Co do alternatywnej rzeczywistości... tak, z początku myślałam, że przynajmniej ta ostatnia stała się drugim, równoległym światem, ale Goodwin przecież dostaje wiadomość tuż przed katastrofą (o ile dobrze pamiętam)... i pytanie moje brzmi... czy oni po prostu nie cofają się w czasie? Prowizorycznie. A mózg głównego bohatera wykreował obraz szczęśliwego zakończenia, bo tak chciał sobie wynagrodzić cały trud i cierpienie, póki nie został odłączony? Jakby była to alternatywna rzeczywistość nie mógłby żyć w ciele drugiego człowieka, który jednak żyje, bo do katastrofy nie doszło. A nawet jeśli tak by się stało, czy facet nie cierpiałby na rozdwojenie jaźni? Interpretacji tego filmu jest wiele, każdy ma swoją.
Podejrzewam, że te alternatywne światy nie są w ogóle tworzone, bo główny bohater sam sobie to wkręca przez cały film (bodajże, od momentu kiedy twórca o nich wspomina, zaczyna w nie wierzyć), a Goodwin odebrała tego smsa po odłączeniu bohatera od aparatury, czyli już po śmierci, a ten "alternatywny świat" tak jak piszesz mógł być projekcją stworzoną przez... duszę (bo mózg był już martwy)?
Nie ma też opcji, żeby cofali się w czasie. Nie cierpiałby na rozdwojenie jaźni, bo alternatywny świat to kopie, które funkcjonują samodzielnie. A jeśli przyjmiemy tą teorię alternatywnych światów, to te "produkowane" przez maszynę oraz prawdziwa rzeczywistość działają równolegle do siebie i się nie przenikają, a o tym, że tworzą się alternatywne światy szanse miał dowiedzieć się jedynie alternatywny twórca, a nie ten z filmu, ponieważ główny bohater wysłał wiadomość do Goodwin w tym samym alternatywnym świecie.
Chciałbym wtedy zobaczyć wersję, w której wciela się w siebie i dysponując tymi 8 minutami stara się zapobiec swojej śmierci na wojnie. Wtedy stworzyłby alternatywny świat, w którym maszyna bez niego-martwego nie byłaby w stanie funkcjonować i tworzenie alternatywnych światów w którymś ze światów by się zatrzymało (czyli taka granica).
gdyby tylko "odczytywał", to nie mógłby wykonywać tych wszystkich interakcji. Robiłby tylko to, co robił oryginalny nauczyciel.
dlaczego "tak powinno być"? To jest film sci-fi, ciężko o logikę w filmie gdzie można odczytywać czyjeś wspomnienia, czy tworzyć nowe rzeczywistości :D
Dobra dobra, a co to konkretnie oznacza to zrozumienie naukowe tego obrazu? A propos wielości rzeczywistości w tym filmie - jest to sprzeczne, bowiem aby rzeczywistości X i Y były różne ontycznie nie wystarczą różnice w zdarzeniach, ale konieczne jest, aby nie było między nimi oddziaływania przyczynowo-skutkowego. Innymi słowy, tym co czyni zbiory zdarzeń jednym światem są związki przyczynowo-skutkowe między zdarzeniami. Tak jest w tym filmie. Zatem interpretacja obrazu jako prezentującego więcej niż jedną rzeczywistość jest sprzeczna.
No i co z tego? Filmy bywają atrakcyjne właśnie ze względu na sprzeczność vide Piknik.
Nie istniały żadne równoległe rzeczywistości, a przynajmniej nie powinny istnieć, ponieważ bohater nie cofał się w czasie, tylko odczytywał wspomnienia innej osoby (co prowadzi też do innego absurdu ale to inna kwestia).
Jeszcze podwójny ;) Nie widziałam nawet po przeładowaniu 1 wpisu, stąd ten drugi, lekko zmodyfikowany ;) A poważnie, jak czytam nieraz te " mądre wpisy " to, szkoda nerwów na polemikę z taką głupotą, dlatego rozsądniej jest poprzeć mądrego ;)
Film powinien być fajny, a nie ultra logiczny (nadmieniając, że bez głupich pominięć*).
Jak tak go rozgrzebujecie to tracicie całą frajdę z oglądania** ;/
* przykład: Bohater może być całkiem niewidzialny (bez względu na sytuacje), ale i tak nie używa tego wtedy gdy to by się mu przydało. Twórca "zapomina" o tej jego zdolności.
** ponownego bądź wspominania najlepszych scen itp.
Zwykle nie biorę udziału w jałowych dyskusjach o zakończeniu filmu (bo kończy się to jak pewien wątek o filmie "Helikopter w ogniu"), jednak chciałem się wypowiedzieć odnośnie waszym zdaniem nielogicznego zakończenia filmu, jest ono całkowicie logiczne, rzeczywistość, którą widzimy na koniec to całkiem inna rzeczywistość, niż ta, w której dzieje akcja filmu, to jest rzeczywistość, w której pozostał Sean, który wierzył, że przeszłość można zmienić. Jego próby uratowania Christiny wcześniej nic nie dały, ponieważ powrócił on z rzeczywistości, w której ją uratował, do tej, w której wydarzenia, które on chciał zmienić już się wydarzyły. Kwestią otwartą pozostaje jednak, która rzeczywistość była tą ostateczną (wydarzyła się naprawdę).
Która rzeczywistość była tą "ostateczną"? Myślę, że ta, od której to wszystko się zaczęło czyli w momencie, gdy główny bohater ma zostać dopiero "przeniesiony" z pomocą Kodu Źródłowego. Ale na dobrą sprawę, patrząc na to subiektywnie, nie można tego powiedzieć jednoznacznie. Ten film mówi o światach równoległych, alternatywnych rzeczywistościach, do których pozwalał przeniknąć właśnie Kod. Każda rzeczywistość może być tą właściwą w zależności od osoby/ludzi, która/-e dokonywały w niej radykalnych zmian. Nie uważam wcale, że zakończenie jest przesłodzone czy że jest to happy end. Po prostu wielu ludzi naoglądało się filmów w stylu "Donniego Darko" (heh - też Gyllenhaal się kłania) czy "Efektu motyla" (w tym piszący te słowa;-) i jest zawiedzionych tym, że "Source Code" nie zakończył się po ich myśli:P So what?!! Takie jest życie, a film choć fikcja, również stanowi jego element:P
Dla mnie 8/10. Na razie przynajmniej. Film zamierzam obejrzeć jeszcze raz i jeśli będzie mi się podobał tak samo jak za pierwszym razem, będzie dziewiątka. Wg mnie bardzo dobry pomysł i świetna realizacja.
Nie istniały żadne równoległe rzeczywistości, a przynajmniej nie powinny istnieć, ponieważ bohater nie cofał się w czasie, tylko odczytywał wspomnienia innej osoby (co prowadzi też do innego absurdu ale to inna kwestia).
"...ponieważ bohater nie cofał się w czasie, tylko odczytywał wspomnienia innej osoby". O czym Ty piszesz drogi forumowiczu, hę??! Jak to odczytywał wspomnienia innej osoby??! Przecież główny bohater zawsze "odradzał" się w ciele tego samego człowieka! Nie bardzo rozumiem Twojej wypowiedzi. Rozwiń ją proszę, bo dla mnie to, co piszesz nie ma sensu.
Cała ta technologia miała zostać oparta na zasadzie odzczytywania ostatnich 8 minut życia człowieka, które podobno miąły sie zachować w pamięci umierającego mózgu. Dzięki temu główny bohater mógł przejrzeć wydarzenia z pociągu z perspektywy pasażera.
Ok, nie zrozumiałem Twojego pierwszego posta.
Ale jak wytłumaczysz te wszystkie dziwne zdarzenia? To, że główny bohater w pewnym momencie dzwonił do doktorka, a ten nie pamiętał potem, aby coś takiego miało miejsce? Albo to, że uratował Christinę, ale ona i tak zginęła? Czy w takim razie było to tylko odczucia jego ledwo "zipiącego mózgu" jak sugeruje kolega poniżej? Wiem, że doktorek tłumaczy, iż ona przeżyła, ale tylko w Kodzie Źródłowym, w rzeczywistości natomiast zginęła. Ale jak wytłumaczysz wypowiedź doktorka o tym, że Kod Źródłowy daje dostęp do innej, równoległej rzeczywistości? Poza tym jak odniesiesz się do samego zakończenia. Przecież Colter nie mógł istnieć poza tymi 8 minutami, a po odłączeniu go od aparatury żył nadal. I wreszcie to co "mówi" na samym końcu w smsie wysłanym do pani Goodwin: że im obojgu udało się zapobiec katastrofie pociągu, że usłyszy o tym w newsach oraz te kwestie: "Myśleliście, że odtwarzacie 8 minut z przeszłości, a to nieprawda. Stworzyliście zupełnie nowy świat. Goodwin, jeśli mam rację w waszym ośrodku macie kapitana Coltera Stevensa, którego zamierzacie wysłać na misję. Obiecaj, że mu pomożesz. Potem wyświadcz mi przysługę. Powiedz mu, że wszystko będzie dobrze."To niby jest również wymysł jego umierającego umysłu?? Do pewnego momentu myślałem podobnie do Ciebie, ale całe zakończenie jak i niektóre rzeczy dziejące się w trakcie seansu temu zaprzeczają.
Ps. Nikt poza tym nie porusza kwestii co z osobą, w która wcielał się Colter, hę? Nadal uważacie, że film kończy się takim happy endem?:P
Wg. mnie zakończenie jest idealne. Wszelkie kolejne zdarzenia po naciśnięciu przycisku to tylko subiektywne uczucia umierającego mózgu Coltera - ale to tylko jedna z opcji. Kod jest tylko projekcją, nie zapominajmy że w (rzeczywistej :) ) rzeczywistości, Colter umiera, Kod raz z nim.
to nie mogły być subiektywne odczucia umierającego mózgu - gdy Colter mówił, że dzwonił z pociągu do tego twórcy codu, to ten odpowiedział mu, że nie ma możliwości kontaktu ze światem rzeczywistym, że on nie może zamówić im pizzy. A na końcu filmu Goldwynn dostaje jednak od Coltera SMSa z wiadomością...
W ostatniej scenie w pociągu nie było kobiety, która rozlewała kawę na but czyli zakończenie faktycznie spieprzone.
O ile film moze miał ciekawą idee to wykonanie jak i zakończenie zawodzą.Szczególnie zakończenie. Brakowała mi tylko akcji ala "boolywood" - wszyscy zaczęli by tańczyć.Sam film- nudny .Koncepcja moze interesująca ale kolejne powroty do pociagu niewiele wnosiły do samego założenia tego filmu że istnieją równoległe światy które mogą sie przenikać.
dokładnie tak! gdybym nie widziala zakonczenia bylabym skłonna dac wyższą ocenę - a tak zastanawiam się czy 5 nie jest zbyt wygórowana:)