Już od pierwszych kiedy Brick gapi się na te głupie płotki...to po prostu niepojęte. Ten wzrok..sam ogień.
Jezu, tego się powinno Newmanowi zabronić;)
oj tak, chociaż najbardziej magnetyzujący był w Hudzie(chryste, jak to imię odmienić), synu farmera. Nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Prawdziwy facet, nie tylko na ekranie, ale też w życiu(a przynajmniej tak się wydaje czerpiąc z materiałów, jakie można znaleźć w internecie).
:) Za największą zbrodnię w " Hudzie" uważam fakt że jest to film czarno biały, ponieważ nie można się cieszyć tym przepięknym błękitem oczu Paula;) Ale to prawda że jest tam niemożliwie magnetyzujący, dokładnie tak. Już pierwsza scena z wydawałoby się tak prozaiczną czynnością jak wyjście na głupi ganek i zapięcie koszuli, szlag, nigdy nie widziałam na ekranie nic seksowniejszego, a trochę się już naoglądałam filmów;)
Przeczytałam dwie książki o Paulu, szperałam w necie i tak mnie ten facet zachwycił że jak patrzę na obecne gwiazdki to mam wrażenie że do pięt nie dorastają...taka charyzma, taki wdzięk, poczucie humoru, dystans do siebie i przerażająca wręcz POKORA. On za swój nieudany ( według niego samego ) debiut oficjalnie przepraszał widzów w "Variety"!! Szok. Dziś nagminnie byle aktorzyny puszą się jak pawie grając w byle copie i mają się za wielkie gwiazdy i nawet by mi do głowy nie przyszło żeby kogoś za cokolwiek przepraszać, a tu...
Newmana powinni klonować:)
Wracając bardziej do tematu "Kotki.." co mnie zachwyca że ciężko mi przypomnieć sobie kreację tak sugestywnie potrafiącą przekazać gorycz, pogardę - względem siebie, względem innych, jakiś taki przejmujący żal wewnętrzny. To aż tak bije z newmanowego Bricka, że przesycał tym atmosferę. Jak wielki wykrzyknik, niemy wyrzut sumienia. Brick wręcz "krwawi". Coś wspaniałego. Widać tu bardzo głębokie zrozumienie postaci:)
Masz całkowitą rację, ja praktycznie przestałam oglądać współczesne kino widząc to, co wyrabiają "aktorzy" na ekranie, swoją grą nie potrafią przekazać uczuć, którymi powinien być targany bohater. I nie dość, że aktorsko słabi, to jeszcze z wyglądem coś u nich nie tak, bez klasy, elegancji i męskości. Nie wiem, czy słowo zniewieściały dobrze to określa, ale nic lepszego w tym m omencie nie przychodzi mi do głowy. Aktorzy jak Newman, Redford czy De Niro powinni być nieśmiertelni.
Miło, że istnieje spora grupa wielbicieli starego dobrego kina:)
Pozdrawiam!
Powiem Ci że mam podobne odczucia i też w pewien sposób się jakby przestawiłam na stare kino z tych samych powodów... To co się teraz wypuszcza w kinach to jakieś nieporozumienie. Co prawda, nie odstawiłam całkowicie nowości bo mimo wszystko chcę wiedzieć co w trawie piszczy, choć zwykle to strata czasu i pieniędzy;) Ale jeśli mam wybór, obejrzeć coś nowego czy starszego, teraz wybór jest prosty.
Inna sprawa że w dawnych czasach też było sporo przecenianych, słabych tworów;)
"zniewieściały" - trafne słowo:))
Poniekąd, jednostki wybitne są w jakiś sposób nieśmiertelne, a zwłaszcza aktorzy;) Widz nawet po kilku dekadach może wrócić do starych dzieł i ich podziwiać w pełnej krasie, pełni sił:)
Też Cię pozdrawiam cieplutko:*
I są nieśmiertelni. Wracam do filmów z ich udziałem co parę lat. Grą zawstydzają dzisiejszych aktorów. Kino się zmienia. Tak musi być. Szkoda tylko, że nie ma drugich Newmanów. Dziś widzowie często sprzeczają się o to, co aktor chciał przekazać. Dobry aktor nie stwarza widzowi takich problemów. Przeprowadza go ,,bezboleśnie" przez fabułę. Tak potrafił Newman. Niesamowity aktor, piękny człowiek i piękny mężczyzna. A w Kotce nie można go nie zobaczyć!
Po latach, ale wtrącę parę słów bo ja też przestawiłem się na dawne kino i cieszę się, że można w nim znaleźć całą masę perełek. A co do zniewieściałości - zgadzam się ale dodam, że po drugiej stronie widzę "schłopiałość". Prawdziwych mężczyzn i kobiet nie brak jednak w dawnych filmach. I to jest ich niepodważalna zaleta. Pozdrawiam:-)