Niepokój może w tym przypadku budzić co najwyżej udział Jonathana Rhysa Meyersa, który podąża śladami np. Malcolma McDowella i Brada Dourifa – znakomici aktorzy i po wielce obiecujących początkach dożywocie w trzeciej lidze.
Trudno mi sobie wyobrazić stan, w którym ktoś uznaje scenariusz „Niepokoju” za warty realizacji i wiąże z ekranizacją jakieś przyszłościowe plany rozwoju kariery, ale może faktycznie dno to w branży filmowej dogodny punkt odbicia, o ile oczywiście wystarczy powietrza na powrót ku powierzchni.