Jonathana po raz pierwszy na ekranie zobaczyłam oglądając "The Velvet Goldmine". Urzekł mnie elastycznością gry, niesamowitymi możliwościami metamorfozy i spojrzeniem obiecującym wszystko, co zakazane. Później widziałam go w paru innych rolach, każda jedna nie była pozytywna. Ale wcale się ich nie domagam (albo też zbyt mało z nim filmów widziałam:), bo Jonathan jest stworzony do ról egoistów, psychopatów, czy wielkich-zdolnych-fanatycznych. Jako Henryk VIII oczarowywał i wywracał mi żołądek do góry nogami jednocześnie. Kończę 4 sezon - i wiem, że będę tęsknić. Gdy oglądałam "Wszystko gra" Allena - klęłam. Nie przypominam sobie, aby był jakiś inny aktor, może piękniejszy, może zdolniejszy, który swoją grą doprowadzałby mnie do takich stanów. Jonathan w tym co robi jest rewelacyjny. Fascynuje. Przyciąga. Przeraża.
Król Henryk to chyba jego rola życia. W "Match point" bardzo działa jego postać na moje emocje, to prawda. Dawno tak nie wyzywałam postaci w filmie, jak jego :P A w "Idolu" według mnie był rewelacyjny.
Fascynuje ten facet, w pełni się zgodzę :)
Wydaje się, że Henryk mu podpasował bardzo, bardzo, bo wygląda jakby sam miał coś z niego, taką hmmm gwałtowność, niejednoznaczność, niespokojnego ducha ... Hm, interesujący aktor, faktycznie świetny na psychopatę, skupia uwagę widza, wg mnie to jeden z takich, którzy uratują nawet słaby scenariusz. A Henryk to faktycznie rola życia.